@2024 Marketing Internetowy
Kto by pomyślał, że największą bronią w wojnie o uwagę internautów nie są budżety reklamowe, tylko dobrze wymierzony mem? HBO Max – czyli platforma, która przeszła więcej transformacji niż Optimus Prime i Madonna razem wzięci – właśnie udowodniła, że rebranding da się przeżyć, jeśli ma się dystans, internetowe wyczucie i trochę memicznej magii.
Od „HBO Go”, przez „HBO Now”, „HBO Max”, krótki romans z „Max”, aż po spektakularny comeback starej-nowej nazwy. Ileż można? To już nie rebranding, to renesans marki na pełnym gazie! Z boku można pomyśleć, że ktoś tam w Warner Bros. gra w marketingowe Uno i właśnie rzucił kartę „cofnij wszystkie zmiany”.
I jak to bywa w internetowym światku – zanim zdążysz powiedzieć „premium content”, Twitter (czy tam X), Reddit i reszta memosfery już rozkręcają festiwal żartów. Zamiast jednak wchodzić w tryb korpo-PR i udawać, że wszystko idzie zgodnie z planem, HBO Max poszło na całość – wprost w wir popkulturowych nawiązań.
Nieprzypadkowo reakcja HBO Max na falę internetowych żartów była szybka i celna jak reklama Google Ads na frazę „kryzys wizerunkowy”. Gdy większość marek chowa się pod korporacyjnym kocem i czeka aż burza minie, social media team HBO Max zrobił coś zupełnie odwrotnego: sam odpalił fajerwerki.
Memy z Euforii, Game of Thrones, Uno reverse – wszystko wjechało na socialowe salony szybciej niż Jon Snow wraca zza Muru. Efekt? Użytkownicy nie tylko wybaczyli kolejny zwrot akcji, ale dołączyli do żartów. Mem stał się mostem, a nie murem.
Dlaczego to działa? SEM i marketingowy popkorn
Eksperci od komunikacji wiedzą: w dzisiejszym świecie nie wystarczy mieć logo i strategię, trzeba mieć też „ludzką twarz” – najlepiej taką, która potrafi się uśmiechnąć. Kultura internetowa jest bezlitosna – jeśli marka nie żartuje z siebie, to inni zrobią to za nią. Dla pokolenia wychowanego na TikToku i memach, powaga korpo to najgorszy landing page świata.
Rezultat? Liczby mówią same za siebie: sentyment wokół marki poprawił się, pozytywnych reakcji przybyło, a o HBO Max mówiło się częściej niż o najnowszym sezonie Euforii.
Popkultura, timing i szczerość: trzy złote zasady współczesnego marketingu
Nie bój się śmieszności.
Rebranding bez poczucia humoru to jak remarketing bez segmentacji – możesz się napracować, a i tak nikt nie kliknie.
Bądź na czasie.
Gdy internet żyje tematem, nie chowaj się za oficjalnym oświadczeniem. Użyj tego jako trampoliny do dialogu – nie bój się czasem być memem!
Nie trać autentyczności.
Dystans i żart mają sens tylko wtedy, gdy są szczere. Ludzie wyczują fałsz szybciej niż Google wyłapie cloaking. Autentyczność daje ci przewagę, a ludzki język pozwala wygrać SEO serc odbiorców.
Rebranding to nie wyścig o to, kto ma bardziej błyszczące logo, tylko test na poczucie humoru i otwartość na feedback. Zamiast bać się kryzysu, wykorzystaj go do pokazania, że jesteś marką z krwi, kości i… internetu.
Na koniec, jeśli Twoja marka czeka na „nowe otwarcie”, pamiętaj: nawet jeśli rebranding skończy się internetowym kabaretem, zagraj to na własnych zasadach. Miej dystans, miej pomysł, miej mema w zanadrzu. Bo w czasach, gdy branding zmienia się szybciej niż feed na Instagramie, jedno pozostaje pewne: autentyczność zawsze wygra.